Lista tortur szkolnych

Co jakiś czas pojawia się w mediach temat lektur szkolnych, które podobno są jak zmora z dzieciństwa. Piszę “podobno”, bo dla mnie zmorą nie były, choć nie wszystkie się podobały, niektóre nudziły. Ale ja po prostu zawsze bardzo lubiłam czytać. Nikt mnie specjalnie do tego nie zachęcał.

“Lektury szkolne wybierają ludzie, którzy nie lubią dzieci” – powiedział profesor fizyki Łukasz Turski w wywiadzie dla Polskiego Radia. Przytaczam tę wypowiedź pars pro toto: takie bzdury świetnie nadają się na klikalne nagłówki, szczególnie, że nauczyciele nie cieszą się sympatią wśród społeczeństwa (bo to obiboki, które mają dwa miesiące wakacji). Od kiedy zostałam nauczycielką, sama jestem postawiona przed dylematem, co wybrać, czym się kierować. Po pierwsze to ja ostatecznie wybieram lektury, a dzieci poświadczą, że bardzo je lubię (i lektury przeze mnie wybrane i dzieci). Bardzo dużo rozmawiam ze swoimi uczniami, wiem, po jakie książki najchętniej sięgają: najczęściej nie jest to literatura wysoka i językowo bogata. Mimo to nawiązuję do tych książek na lekcjach, rozmawiamy o sposobie pisania, porównujemy z innymi tekstami. Przeprowadzam wśród swoich uczniów ranking lektur, wybieramy najciekawsze, rozmawiamy o tych najnudniejszych, zastanawiamy się, czemu dana książka została odebrana jako nudna. Opinie dzieci są bardzo zróżnicowane, w poprzednim roku w szóstej klasie hitem była “Balladyna”, więc ramota, XIX wiek! Kto to w ogóle czyta (i rozumie)! Czasem niektórzy wracają do książek, które czytali na początku roku, a później podchodzą do mnie i mówią, pani Natalio, to jest fajne, teraz mi się podoba.

Absurdem jest dążenie do tego, żeby na liście lektur szkolnych znalazły się książki ciekawe. Cóż to za abstrakcyjny paradygmat. Dla Zosi książka X będzie fascynująca, a dla Franka będzie babska i do bani. Nigdy nie powstanie lista idealna, a każda książka może stać się zarzewiem dyskusji. Nauczyciel powinien stworzyć kontrapunkt, przedstawić tło, odniesienia do lektury.

Moja lista przede wszystkim jest zróżnicowana, od dziecięcej klasyki po nowości wydawnicze. Chcę pokazać dzieciom różne sposoby narracji, ale też to, jak zmieniał się język polski na przestrzeni czasu, jak zmieniały się tematy, które interesowały pisarzy          (i czytelników). Cieszę się, że co jakiś w mediach pojawiają się dyskusje o szkolnych lekturach. Budzi to niewątpliwe emocje, szczególnie, że wypowiadają się specjaliści w tej dziedzinie, a specjalistą jest każdy, kto skończył szkołę i przeszedł przez nieszczęsny “kanon”. Rozumiem troskę rodziców o to, żeby dzieci nie czytały smutnych książek, o złym świecie, ale jej nie podzielam. Świat jest złożony, a księżniczki nie zawsze się budzą.

“Wybierane przez nauczycieli książki nie rozbudzają ciekawości dzieci, opisują nieznaną mu rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat” – przeczytałam w jednym z artykułów, czy komentarzy pod tekstem na popularnym portalu. To zarzut, czy pochwała? Rzeczywistość sprzed kilkudziesięciu lat (czasy PRL) może być ciekawym tematem do rozmowy z dziećmi. Bo to, czy książka ma szansę zaciekawić zależy od nauczyciela i rodzica. To on przygotowuje dziecko do lektury, a później inicjuje rozmowę, uważnie słucha, wyjaśnia.

Listy lektur mogą być bardzo różne, najważniejsze nie są tytuły, ale to, co potem z tą lekturą zrobi nauczyciel, czy rodzic. Dziesięcioletniego Mikołaja bardzo nudził “Pinokio”. Dlaczego? Ponieważ główny bohater nie był mądry. Czyż to nie jest fantastyczny początek rozmowy o mądrości – skąd się bierze owa mądrość, w końcu każdy z nas bywa głupim Pinokiem.

6 uwag do wpisu “Lista tortur szkolnych

  1. Opinie dzieci są bardzo zróżnicowane, w poprzednim roku w szóstej klasie hitem była “Balladyna”, więc ramota, XIX wiek! Kto to w ogóle czyta (i rozumie)! Czyli, zachwyciła ich historia malinowego konkursu?

    Polubienie

  2. Ciekawi mnie Twoja lista. Kluczem _dla mnie_, jako rodzica, aby lista lektur byla zroznicowana. Nie oczekuje, ze bedzie pelna nowosci (gdzies czytalam komentarz odnosnie do lektur od starozytnosci do romantyzmu, ze nic nowego na niej nie ma… No niestety, nic nowego sie ostatnio nie ukazalo 😉 ). Ale chcialabym, aby choc czesc pozycji zahaczala o nowoczesnosc, rozne punkty widzenia, rozne kultury, rozne style. Moj syn jest w trzeciej klasie. ZADNA z lektur, ktora zaproponowala pani (a czytaja ok. 6-7 pozycji rocznie) nie jest mlodsza niz 35-40 lat, a do wszystkich oczywiscie byly gotowe karty pracy. Mimo sugestii, konkretnych propozycji, dostepnosci pozycji w bibliotece. Nie mowie, ze to sa wszystko zle lektury… tylko czy naprawde nic wartego wzmianki nie ukazalo sie na rynku? Plus – warto pokazywac dzieciom, ze ksiazki nie dziela sie na ksiazki ciekawe i lektury.

    Polubienie

    1. Bardzo dziękuję za komentarz.
      Zgadzam się z Tobą, że ważne jest zróżnicowanie. W czwartej i piątej klasie na liście lektur w tym roku jest Rick Riordan ze swoim „Złodziejem pioruna”, ale też „Gargantua” (wersja dla 9-10 latków). Poza tym „Przygody Sindbada Żeglarza” Leśmiana, „Koralina” Gaimana, „Pelikan” Leeny Krohn, „Niekończąca się historia” Endego, „Muminki”.
      Jest różnorodność, ale wiem, że nie wszyscy rodzice są zadowoleni 🙂 Byłabym zaskoczona, gdyby byli.
      Oczywiście na rynku pojawia się wiele nowości, mam swoje ulubione wydawnictwa. Staram się, by na liście lektur znalazło się miejsce dla świeżynek wydawniczych.

      Polubienie

      1. A z ciekawosci, czy rodzice protestuja glosno przy wyborze lektur? Czy komentuja na zebraniach? Czy tylko marudza po katach? Nie wiem, na ile to lokalna specyfika… ale mamy np. jedna rodzine, ktora juz teraz (sic!) zapowiedziala (i powtorzyla na 3 kolejnych zebraniach plus w rozmowach kuluarowych…), ze nie zgodzi sie, aby corka czytal Harry’ego Pottera, podobno w czwartej klasie jest grany. Czesci rodzicow to oczywiscie zwisa, bo sami nie czytaja (co najlepiej widac, kiedy dopytuja autorow naprawde znanych tytulow…)

        Polubienie

  3. Czasem protestują głośno, pamiętam nawet zebranie poświęcone lekturom. Część zebranych krzyczała, że lektury za łatwe, część, że za trudne. Rodzic ma prawo się nie zgodzić, żeby jego dziecko nie czytało określonej pozycji, czasem po prostu taka walka nie ma sensu. Jeśli dziecko będzie chciało, to i tak samo przeczyta, a jeśli książka zyska status zakazanej, może nawet będzie miało dodatkową motywację 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz